Sięgające korzeniami do czasów PRL’u, bo oficjalnie ustanowione w 1964 roku, święto transportowców i drogowców zostało jakoś zapomniane, czego przyczyną jest zapewne jego rodowód. Tymczasem 60 lat temu, kiedy nie było jeszcze norm euro, nikt nie słyszał o Krokodylkach, a Miśki zwano milicją obywatelską, Dzień Drogowca i Transportowca miał swoją rangę, potwierdzoną Ustawą, określającą jego termin.
Wielu jeszcze pamięta tamte czasy, są nawet tacy, którzy za nimi tęsknią, ale nam przyszło do głowy, że zarówno w komunistycznej Korei, jak i w kapitalistycznej Ameryce 2 razy 2 jest 4 (chociaż bohater jednego z opowiadań Stanisława Lema twierdził, że jest to 5, a czasami bywa 7), cząsteczka wody składa się z dwóch atomów wodoru i jednego tlenu, a światło porusza się z taką samą prędkością. Podobnie jest z zawodami – praca górnika, hutnika, piekarza, krawca, drogowca i oczywiście kierowcy, polega na tym samym, a tylko będący aktualnie u władzy rząd, lub partia, dorabia profesjom ideologiczną łatkę. Zatem nie zważając na genealogię postanowiliśmy uczcić transportowców, uważając, że należy uhonorować branżę, która jest motorem polskiej gospodarki.
Wasze niegdyś ruchome, a dziś przypisane do 26 kwietnia święto niech będzie okazją do zadumy nad stanem polskiego transportu drogowego – krajowego i międzynarodowego, a właściwie nad kondycją Waszych firm. Radziliście sobie wspaniale, nie oglądając się na nikogo i od nikogo nie otrzymując pomocy zbudowaliście sami, własnymi siłami, potęgę, która trzęsie Europą. Jesteście twardzi, uparci i nie dajecie się pokonać przeciwnościom. Takiego hartu ducha życzymy Wam na ten niełatwy rok. Niech łaskawa Fortuna wita Was codziennie promiennym uśmiechem, przynosząc dobre pomysły, sposoby na problemy i siłę na przezwyciężanie trudności.
Wszystkiego najlepszego!
życzy redakcja programu Na Osi