„Świat stanął na głowie” – piszą niemieckie media i donoszą, że Polacy zaczęli jeździć do Niemiec, by tankować tam paliwo. Powodem są obietnice, które złożyły wcześniej polskie koncerny paliwowe pisze next.gazeta.pl
Mieszkający przy niemieckiej granicy Polacy coraz częściej jeżdżą tam nie tylko zrobić zakupy, ale także zatankować. Zjawisko stało się na tyle powszechne, że pisze o nim niemiecka prasa i potwierdzają je właściciele lokalnych stacji benzynowych. Turystyka paliwowa zmieniła kierunek. Jak to się stało, że paliwo w Niemczech jest tańsze niż w Polsce?
Paliwo w Niemczech tańsze niż w Polsce. Dlaczego?
„Wynika to z bardzo wysokiej marży detalicznej, którą mamy w tym momencie na polskich stacjach, to jest nawet około 50 groszy, w zależności od stacji – mówi Next.gazeta.pl Dawid Czopek, ekspert obserwujący rynek ropy naftowej i paliw z funduszu Polaris.
I wylicza, że jeśli na aktualne ceny benzyny w hurcie Orlenu nałożyć podatek VAT, to wychodzi kwota 4,23 zł za litr. W przypadku diesla to 4,55 zł. Zatem jeśli spojrzeć na ceny na stacjach, wychodzi, że marża detaliczna wynosi około 50 groszy. Zwykle wynosiło ona około 20 groszy.
„Podatki związane z paliwami w Niemczech są wyższe. W Polsce do tej pory podatki były jednymi z niższych w UE, więc paliwo u nas było jednym z najtańszych. I to Niemcy jeździli do nas tankować. Marżę detaliczną mieliśmy na podobnym poziomie – u nas około 20 groszy, w Niemczech około 5 eurocentów. Teraz marże w Polsce wzrosły, co powoduje, że różnice w podatkach się zacierają. Paliwo w Polsce jest po prostu droższe – mówi ekspert.
Nowy podatek wpłynął na ceny paliw
Dlaczego marża tak bardzo wzrosła? Powodem jest opłata emisyjna, zwana też opłatą paliwową. To nowy podatek, który wszedł w życie 1 stycznia tego roku. Ustawa, która go wprowadziła, zakłada powołanie tzw. Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Miałyby z niego być finansowane m.in. projekty z Planu Rozwoju Elektromobilności czy dotyczące rozwoju transportu opartego na paliwach alternatywnych.
Wysokość tej opłaty to 80 złotych od każdego 1000 litrów paliwa (tyle samo dla benzyny i oleju napędowego) – po uwzględnieniu VAT wychodzi około 10 groszy na każdy litr paliwa. W ubiegłym roku, kiedy wokół projektu toczyła się dyskusja, koncerny paliwowe (kontrolowane przez Skarb Państwa) zapewniały, że nie przerzucą nowego podatku na klientów. Wygląda na to, że jest inaczej, z tym, że stacje benzynowe zaczęły się do tego przygotowywać na wiele tygodni przed wejściem w życie zmian.
„Jest trochę tak, że koncerny paliwowe obiecały, że nie przeniosą skutków wprowadzenia opłaty ekologicznej na kierowców. W związku z tym przez bardzo długi czas, w listopadzie i grudniu, utrzymywały ceny paliw na wysokim poziomie. Teraz więc nie muszą ich podnosić. Być może będziemy mieli do czynienia nawet z obniżkami, co może zostać przedstawione politycznie i propagandowo jako sukces – tłumaczy Dawid Czopek.
O tym, że ceny paliw pod koniec ubiegłego roku nie spadały, choć taniała ropa naftowa, pisaliśmy na Next.gazeta.pl kilkukrotnie. Ekspert funduszu Polaris w rozmowie z nami podaje jeszcze jeden przykład wpływu polityki na decyzje koncernów paliwowych. – Tuż przed wyborami samorządowymi (6 października) cena hurtowa dla benzyny po uwzględnieniu VAT wynosiła 5,05 zł za litr – zatem spadła o 82 grosze, a dla diesla 5,30 zł za litr – to oznaczało spadek o 75 groszy. Przy czym ceny diesla na stacjach były wtedy niższe! – przypomina.
Czy sytuacja, w której ceny paliw na części stacji w Polsce są wyższe niż w Niemczech, może się utrzymać?
„Myślę, że ta sytuacja się unormuje w ciągu kilku tygodni, będziemy mieli do czynienia ze spadkami, ale one nie będą tak duże, jak wynikałoby to z cen ropy naftowej. Ta opłata paliwowa zostanie na nas przeniesiona – uważa Dawid Czopek.
Źródło: next.gazeta.pl
Źródło fotografii: https://wiadomosci.onet.pl